Niedawno na jednym forum trafiłam na wątek zatytułowany: Nie mam pasji, pomóżcie! Pomyślałam: ale jak to? Jak można nie mieć pasji? A przecież można, tylko... no właśnie. Mam koleżankę, która się niczym nie interesuje. A przynajmniej tak mówi. Uwierzcie, istnieją tacy ludzie. A może też tak macie? Oczywiście lubi ona oglądać filmy, słuchać muzyki i czytać książki (jak wszyscy), ale nie ma pasji, która by ją nakręcała po całym tygodniu pracy. Takie coś, co zupełnie są oderwie od rzeczywistości. Bo przecież każdy ma pasję - wspinaczka wysokogórska, język japoński, jazda konna, squash, malowanie czy śpiewanie w zespole...
RODZICE NIE ZASZCZEPILI WE MNIE PASJI
W domu rodzinnym mamy pierwszy kontakt z jakimikolwiek pasjami. Albo rodzice nas pchają w jakieś aktywności, albo poprzez przykład pokazują nam formy spędzania wolnego czasu. Żałowałam, że w dzieciństwie nie chodziłam na żadne dodatkowe zajęcia - tzn. że rodzice mnie na nie nie zapisali i trochę miałam do nich o to żal. Ale teraz rozumiem, że przecież mieszkaliśmy na wsi, gdzie nie było takich możliwości i żadne zajęcia dodatkowe nie miały szans się odbyć (brak chętnych, brak inicjatywy). Kiedy widziałam w serialach, że jakieś dzieci chodzą na gimnastykę, basen, taniec czy angielski, to bardzo im zazdrościłam. Musiałam sobie sama organizować czas po szkole. Wtedy interesowałam się tym, o co było najłatwiej - książkami. W moim domu było zawsze dużo książek, a moja mama ciągle coś czytała dla przyjemności. Sama nauczyłam się czytać, biegając do mamy i pytając się jej "Mamo, co to za litera?". Żałowałam też, że rodzice nie zabierali mnie na wycieczki w góry (jak rodzice kolegów z klasy), bo do "gór" mieliśmy godzinę jazdy samochodem. Na szczęście co roku zabierali mnie na wakacje nad morze i to było świetne.
Często jeśli ktoś "nie ma pasji" mówi, że to przez rodziców, bo nie zachęcili go do konkretnej aktywności. No ale czy to ma znaczenie?
Piszę Wam o tym dlatego, że mimo że rodzice nie zaszczepili we mnie jakiejś szczególnej pasji (może poza czytaniem), to nie przeszkadza mi to w próbowaniu nowych rzeczy. Całe życie próbujemy i sięgamy po nowe rzeczy i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zapałać miłością do tańca skończywszy studia. Oczywiste jest to, że nie będę tańczyć jak osoby, które zaczęły mając 5 lat, ale przecież nie sprawia to, że czerpię mniej przyjemności z tańca? To że moi rodzice nie grają na instrumentach nie sprawi, że nie nauczę się nigdy grać na gitarze... A to że nie zabierali mnie na wycieczki w góry nie znaczy, że nie mogę 2 razy w miesiącu wybierać się na górskie szlaki czy ściankę wspinaczkową.
Jeśli nie wynieśliście z domu żadnej pasji, to nie szkodzi.
A może to nawet lepiej? Bo możecie wybrać sobie taką aktywność, która naprawdę Ci odpowiada? Macie na pewno znajomych, których rodzice od dzieciństwa zmuszali do gry na pianinie czy do karate.