sobota, 16 sierpnia 2014

Rozważania o małżeństwie - czy jest szansa na bycie szczęśliwym po ślubie?




Różnie bywa, ale często zdarza się, że stronimy od towarzystwa par. Bo albo to to lepkie, albo skłócone. Zajęte sobą, widzące tylko swoje problemy, wyrzucające z siebie pretensje, piorące swoje brudy publicznie, albo rozmawiające w kółko o tym jak będzie wyglądał ich ślub. Często osoby już po tym ślubie mają wrażenie, że to oni wiedzą więcej o życiu, a my "zobaczymy po ślubie" jak to jest naprawdę. Inne natomiast ciumkają i wprowadzają atmosferę zażenowania, bo przecie w knajpie przy piwie i tuzinie znajomych trzeba pokazać jak ognistymi uczuciami się darzą nawzajem.

Znacie takie pary? Pewnie tak...
Związki to ogólnie śliska materia, bo każdy ma inne wyobrażenie na ich temat, a w życie innych nie pasuje się wtrącać. Przy okazji tego tematu warto się zastanowić, jak nas widzą nasi przyjaciele... Bo może być tak jak wcześniej pisałam, albo zgoła inaczej...

niedziela, 10 sierpnia 2014

(Samo)rozwój wstrzymany


Nie wiem czy też tak macie, ale często zachłystuję się nowymi rzeczami. Coś mnie łapie na haczyk, ja daję się ciągnąć i w końcu przepadam. Tak też było z samorozwojem, wytyczaniem celów, dążeniem do nich, monitorowaniem postępów i tą świadomością, że przecież mogę wszystko. Możecie to nazwać słomianym zapałem, lenistwem albo zmęczeniem materiału - jakkolwiek - w pewnym momencie rzuciłam tym. Wszystkie listy to-do poszły w odstawkę, bo wydały mi się głupie. Bo przecież mogę realizować cele, które wcale nie są wypisane na kartce, mogę być szczęśliwa bez sztucznych wyznaczników, a tak w ogóle, to chyba świat ogarnęła jakaś samorozwojowa choroba. 

CHWILA SZCZEROŚCI
Nie chciałam w tym brać udziału, bo wydało mi się to sztuczne i nadmuchane. Przecież ile razy miałam w dłoniach książki, super poradniki, będące amerykańskimi bestsellerami, a nie wniosły one do mojego życia ani krzty motywacji i zmiany. Wydawały się być napisane na miarę realiów za wielką wodą, a nie tych tutaj - w Polsce. Przyszedł czas gorzkiej refleksji pt. w ogóle po co mi to? Dlatego też na blogu pojawiało się coraz mniej postów, bo chcąc nie chcąc - od samego początku uderzałam w te bardziej motywacyjne tematy. Więc jak miałam pisać jakieś sztuczne, pseudo-mądre słowa, w które sama nie wierzyłam? Nie przestałam odwiedzać Waszych blogów, w których pisałyście: jak żyć?, ale nic nie robiłam z tym, co przeczytałam. Wzięłam też udział w szkoleniu i sesjo coachingowej w pracy, która spłynęła po mnie jak po kaczce. Chwilami czułam, jakby ktoś mnie chciał oszukać, przekonać do jakiejś obcej religii. Bo wszystko brzmiało pięknie, ale wyglądało na podszyte podstępem.

Szczerze mówiąc poczułam się wolna. Bez świadomości, że MUSZĘ uczyć się angielskiego, grafiki, poszerzać wiedzę związaną z moją pracą, martwić się czy na blogu pojawią się jakieś nowe treści, jeść zdrowo, ćwiczyć i chodzić systematycznie na treningi. Nic nie musiałam - wrzuciłam na luz. Mimo tego, że odeszło mi wiele aktywności, wyrzuciłam telewizor z pokoju, odpuszczałam treningi i najwyżej ceniłam mój wolny czas - nie miałam go. Ot, taki głupi paradoks czasu. Nawet jeśli pojawiał się wolny wieczór, traciłam go na zakupach albo "internetach". Urosła dzika góra książek, które czekały na przeczytanie. Powstała sterta niezałatwionych spraw i papierów czekających na posegregowanie. 

Czuję, że przez ostatnie miesiące zatrzymałam się w rozwoju.