wtorek, 10 czerwca 2014

Bo najgorzej to skapcanieć!

Sweater Days
Wiem, że Was pewnie nie dotyczy ten problem. Wiem, że kobiety obracające się w blogosferze, czytające książki, realizujące cele, wcinające sushi i guacamole, nigdy nie mają gorszych dni. No dobrze... gorsze dni mają. Wtedy zazwyczaj na wallu ląduje zdjęcie kubka gorącej czekolady z piankami marshmallow albo skarpetek w serduszka opartych o rudego kota, odpala się wtedy ciągiem sezon ulubionego serialu i wieczorem wszystko mija. 

A co jednak kiedy nie mija?

Najłatwiej jest skapcanieć w trzech przypadkach:
a. nie mając pracy
b. mając pracy za dużo
c. popłynąć

Czym jest skapcanienie?
Mogłabym zacząć od tego, że skapcanienie do stan, w którym jest ci wszystko jedno. Wszystko jedno czy wyjdziesz z domu, czy odpalisz serial. Wszystko jedno czy zrobisz szparagi z boczkiem, czy mielonkę z ziemniakami. Wszystko jedno czy ogolisz nogi, czy nie. Wszystko jedno czy dzień spędzisz na oglądaniu Ukrytej prawdy, czy siądziesz przed słownikiem angielskiego i będziesz przyswajał randomowe słówka. Nie widzisz różnicy pomiędzy stanem jednym, a drugim. Najczęściej wtedy twoje dni spełzają na niczym, a wieczorem jak kładziesz się spać, nie możesz sobie przypomnieć co tak właściwie robiłeś. Bo coś robiłeś, ale żadna z tych rzeczy nie była na tyle ważna, żeby to zapamiętać. Wstałeś, umyłeś zęby, zjadłeś śniadanie, ubrałeś się w dresy, wyszedłeś gdzieś, wróciłeś, zjadłeś, włączyłeś TV, ugotowałeś coś, pobuszowałeś w internetach, poszedłeś spać. W zasadzie nie odczułeś chęci ruszenia się z domu, zobaczenia się z kimkolwiek, zrobienia czegokolwiek innego, niż to co robisz codziennie. Szczytem twoich możliwości jest wybranie się do pobliskiej Biedronki po bułki i serek tylko po to, żeby zrobić na samym sobie wrażenie, że cokolwiek dziś zrobiłeś. Takie dni też miałam. Potrafiłam cały dzień robić "nic", a wieczorem być tak niesamowicie zmęczona, że odsypiałam do południa. I było mi wstyd przed samą sobą.

Bo bardzo łatwo zatrzasnąć się w takiej beznadziei.

Nie opisuję tutaj stanów depresyjnych, bo jak się ma depresję - jest ci cholernie źle. Jeśli kapcaniejesz... jest ci coraz bardziej wszystko jedno. Z każdym dniem. I coraz gorzej z tego wyjść, bo w pewnym momencie dochodzi się do momentu, kiedy nie widzisz możliwości wyjścia z tego dołka i powrotu na właściwy tor. Pamiętam jak wtedy każde marzenie wydawało mi się zbyt śmiałe... a teraz ich większość się spełniła.


A. NIE MAJĄC PRACY
Wszyscy wiemy jaka jest sytuacja w naszym kraju oraz że o pracę trudno. My jako pokolenie 89' tej pracy nie szanujemy, nie chcemy brać "byle czego" i jesteśmy wykształconymi bezrobotnymi... Kończyłam zupełnie nieprzyszłościowy kierunek i nikt mi nie wróżył stałej pracy na etacie. Szukałam jej dosyć długo, ale w końcu się znalazła... i wiecie co? Wiecie dlatego tak długo szukałam? Tylko dlatego, że nie wierzyłam w siebie i nie robiłam tego na 100% (ale o tym innym razem). Jeśli nie masz studiów i zajęć, które wypełniłyby twój czas, to już w ogóle dramat, bo zaczyna po jakimś czasie uderzać do głowy.

Kapcaniejesz gdy:

  • jesteś przekonany, że nie dostaniesz dobrej pracy
  • nie masz motywacji, żeby próbować - jedno CV wysłane dziennie uważasz za wystarczające
  • spędzasz dni na niczym, nie wykorzystujesz konstruktywnie czasu wolnego, którego masz dużo (np. na kursy, naukę języków)
  • powyciągane swetry i legginsy z dziurami, to twój ulubiony outfit of the day
  • wcinanie lodów przy oglądanie kilkugodzinnego bloku serialowego staje się codziennością
  • po pewnym czasie Twoje wymagania się obniżają, zaczynasz się bać wyzwań, wiesz, że sobie nie poradzisz
PRZECIWDZIAŁANIE: Nie można się poddawać, bo w końcu się uda. Podobno średni czas poszukiwania pracy wynosi 9 miesięcy, więc postaraj się wykorzystać ten czas DOBRZE. Najgorzej jest pozwolić, żeby ten czas przeciekł przez palce - przecież przez 9 miesięcy można się nauczyć podstaw języka, zrobić kurs, nauczyć się obsługi programów komputerowych, czy zgłębiać wiedzę teoretyczną o branży, w której chce się pracować. Te umiejętności na pewno zaprocentują na rozmowach kwalifikacyjnych, a jak po 9 miesiącach się obudzisz i przyznasz się przed samym sobą, że przebimbałeś ten czas... nie chciałabym być w twojej skórze. Postaraj się cały czas dostarczać sobie różne nowe bodźce. Nowe filmy, nowe książki, nowe miejsca, nowe aktywności. Bo z tej pozycji bardzo łatwo zamienić się w kanapowego zwierza bez nadziei na lepsze jutro.



B. MAJĄC PRACY ZA DUŻO
Pewnie znacie ten stan, kiedy wraca się z domu, jest tylko chwila czasu na zrobienie kolacji, umycie się i pójście spać... i rano znów praca. Narzekałam już wiele na mój brak czasu, ale przecież tego chciałam i wszystko jest jak powinno być.

Kapcaniejesz gdy:

  • nie miałaś pomalowanych paznokci od kilku miesięcy,
  • stając rano przed szafą jest jeden słuszny wybór: t-shirt i spodnie
  • ..........gdy najczęściej odwiedzanymi "restauracjami" stają się KFC i McDonald
  • makijaż ogranicza się do kremu BB i tuszu do rzęs (w drodze do pracy, na światłach)
  • ze śniadaniem zwlekasz do południa, po południu jesz obiad, a wieczorem chcesz wessać całą lodówkę
  • w weekendy odrabiasz zaległości sprzątaniowe z całego tygodnia, zamiast odpoczywać
PRZECIWDZIAŁANIE: No to teraz przemówię sobie do rozsądku. Z założenia nie ma czegoś takiego jak brak czasu* - jest tylko złe zarządzanie nim... więc trzeba podejść do tego jak do wyzwania. Zastanów się gdzie możesz wykaraskać chwilę dla siebie. Dla mnie jest to poranna droga do pracy (godzina czytania książki/gazety), wieczorna godzina z Waszymi blogami i weekend, który staram się zawsze wykorzystać. Bardzo chętnie planuję różne aktywności - wycieczki, nowe rzeczy, spotkania, żebym nie miała poczucia, że mój tygodniowy kierat kończy się leżeniem brzuchem do góry. Chociaż ostatnio w kalendarzu zapisałam "LENIWY WEEKEND" i przynajmniej sobotę przeleniłam. Spałam do południa, grałam z chłopakiem w planszówki, zrobiliśmy świetny obiad, a potem oglądaliśmy film. Brzmi super zwyczajnie, ale 3 miesiące czekałam na ten dzień. Z kolei teraz w weekend pojechałam na spontaniczną wycieczkę do Wrocławia i naładowałam baterie jak nigdy. Denerwuje mnie trochę to, że nie mam czasu na rzeczy pozapracowe i pozatańcowe, w których chciałabym się rozwijać (m.in. języki, grafika), ale muszę wymyślić gdzie je wcisnąć - może macie jakieś dobre rady?



C. KIEDY POPŁYNIEMY
Bardzo łatwo jest popłynąć. I co mam na myśli? Czas, kiedy robimy coś zupełnie bezrefleksyjnie, w tym przypadku: żyjemy. Dni uciekają nam przez palce, wszystko się "toczy" swoim rytmem, a my wciągnięci w wir przedziwnej machiny zapominamy o sobie. Pal licho, że nie mamy czasu pomalować paznokci czy spotkać się z przyjaciółką z dzieciństwa... Nie mamy chwili dla siebie (albo ochoty), żeby zastanowić się co czyni nas szczęśliwymi, na czym się opiera nasze życie, dokąd idziemy i kim jesteśmy. Brzmi bardzo górnolotnie, rodem z Paulo Coelho, ale serio - możemy nawet nie zauważyć, że jesteśmy szczęśliwi. Będąc małym trybikiem łatwo zapomnieć o sobie.



W punkcie A byłam, w punkcie B jestem, do punktu C mam nadzieję nigdy nie zawędrować.

* niesamowicie podziwiam kobiety, które mają dzieci i godzą opiekę nad nimi z pracą. Ja już chodzę na rzęsach, a co dopiero w obliczu TAKIEJ ilości obowiązków.

A czym dla Was jest kapcanienie? Jak mu skutecznie przeciwdziałać? A może Was nigdy ono nie spotkało, tylko ze mnie jest taki leń, że przeszłam przez oba stadia?

22 komentarze:

  1. Ja byłam w punkcie B, a jestem w punkcie A...na szczęście inwestuje w siebie, chodzę na kursy (i rozmowy), dużo czytam i jestem na wolontariacie. Ale wyrzuty sumienia i tak nie dają mi spokoju. Najgorzej jest wieczorem:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cypiska! Każdemu może się to przytrafić, taki mamy rynek pracy. Niewykluczone, że i mnie to niebawem spotka, ale już wiem, że moja taktyka starcia z rynkiem pracy będzie zupełnie inna. Ważne, że się rozwijasz, a o wyrzutach sumienia nie musisz mi mówić - znam je doskonale! Trzymaj się ciepło i trzymam kciuki :)

      Usuń
  2. To takie błędne koło. Tak jakby umysł chciał uciec przed okropnym stanem marnowania czasu i kierował nas abyśmy robili.. jedno wielkie nic. Każdy ma taki stan. Ale to nie usprawiedliwia. Z dołka trzeba sie podnieść, najlepiej z masą planów i iść dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... jakby umysł w pewnym momencie się wyłączał, dezaktywował nas. Nie możemy się na to godzić! :) Przecież tyle rzeczy do zrobienia/zobaczenia/nauczenia!

      Usuń
    2. Bardzo podoba mi się Twój post, dużo w nim prawdy. ;) Skapcanienie to wg mnie także stan, gdy na spotkanie z chłopakiem zakładasz już jeansy i pierwszy lepszy wyciągnięty z szafy podkoszulek, bo masz w nosie - przecież teoretycznie już go zdobyłaś. Tylko teoretycznie... ;p Tak się składa, że mam w środowisku kilka takich osób, które całymi dniami siedzą przed laptopem i klikają tylko w kolejne odcinki serialu. Zero rozwoju, zero aktywności, zero życia w życiu! Nie chcę nigdy tak się zachowywać, choć czasem zazdroszczę, ale tylko przez chwilę. Tylko wtedy, gdy multum obowiązków mnie przerasta. ;p

      Usuń
    3. Dokładnie tak - z punktu widzenia osoby trzeciej pojawia się zazdrość, bo przecież zawsze mają wolny czas, są zrelakowani i nie zestresowani. Ale jakby się zastanowić, to wcale byśmy tak nie chcieli. Zastanawiam się jak jest w małżeństwie ;) jak bardzo obrazuje ono to, co napisałaś "zdobyłam, nie muszę się starać".

      Usuń
    4. nie zgodzę się z wiecznie_senną :) nie widzę nic złego w ubieraniu jeansow i podkoszulka na spotkanie z chłopakiem :) gdybym zawsze, właściwie codziennie miała nie wiadomo jak się wystrajać i absolutnie odrzucać opcję wyjścia z domu bo spódniczka w kwiatuszki ma zagięcie lub nie pasuje do szyfonowej delikatnej bluzeczki, albo uciekała do domu, gdy na skarpetke kapnie mi sos podczas przebywania w jego domu- chyba bym się zamęczyła ;P poza tym zdecydowanie ogromna ilość facetow (przyjamniej tych znanych mi) uważa, że dziewczyna wlasnie w takim luźnym stroju wygląda najbardziej sexy :)

      Usuń
  3. Jestem w puncie C i napawa mnie to przerażeniem. Chciałabym z tego wyjść, ale to błędne koło - niska samoocena i skapcanienie napędzają się wzajemnie i potrzeba zawsze ogromnych nakładów energii, żeby z tego stanu wyjść... najgorsze jest to, że bardzo łatwo znów do niego wrócić.
    Pozdrawiam i dobrej nocy życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerażające jest to, że jestem zarówno w punkcie B i C.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Bogu nigdy nie przytrafiło mi się takie klasyczne długie skapcanienie:) Nawet gdy byłam w sytuacji typu A.
    Ale co jakiś czas popadam w mini skapcanienie, które trwa na ogół kilka dni. Nie bronię się przed tym, wiem, że to przejdzie. Zawsze przychodzi jakiś impuls, który w pewnym momencie daje kopa, odwraca myślenie i przywraca do rzeczywistości.
    Chyba mam w sobie jakieś mechanizmy samoregulacji:)

    Sytuacja C wydaje mi się najbardziej niebezpieczna. Bo pozornie wszystko jest w porządku i często nie ma po prostu powodu żeby się nad sobą zastanowić i coś zmienić...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bylam i w punkcie A i w punkcie B. Na chwile obecna jest w miare ok, poniewaz staram sie bardziej konstruktywnie wykorzystywac kazda wolna chwile. Nie ukrywam rowniez, ze posiadanie samochodu rozwiazalo kilka problemow, znaczaco ulatwlo mi zycie i przyczynilo sie do wydostania z punktu B.

    U mnie sprawdza sie multitasking - laczenie przyjemnego z porzytecznym, np podczas gotowania / prasowania ogladam serial, podczas porannego makijazu nadrabiam filmiki na YT, w drodze do pracy slucham audiobookow lub lekcji francuskiego. A w pracy kiedy superwajzor jest zajety, pisze posty na bloga;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wychodzę ze skapcanienia typu B.
    Na niepomalowane paznokcie mam patent w postaci jak najlepszego lakieru+utwardzacz. Maluję je w niedzielę i wytrzymują nawet do piątku.
    Jeśli chodzi o obiad to:
    a) jeśli wiem, że zostaję dłużej w pracy, albo muszę jeszcze coś załatwić na mieście jem 3 posiłki: I i II śniadanie, a podwieczorek zamieniam z obiadem miejscami. Wtedy na spokojnie wracam do domu i mogę zrobić obiad np. na 17tą.
    b) opcja obiad w 10 minut: makaron chow main+warzywa na patelnię+kurczak

    Z porannym makijażem walczę, ale moje łóżko ma zwiększoną grawitację o piątej rano.

    Odkąd zamieniłam kilkugodzinną jazdę na rowerze na godzinę treningu biegowego mam dużo więcej czasu w ciągu tygodnia i czasem udaje mi się posprzątać. Czasem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre tipy :) Trzeba sobie jakoś radzić z tym szalonym czasem. Muszę wypróbować ten makaron chow main :)

      Usuń
  8. No cóż tak naprawdę po głębszej analizie Twojego posta wychodzę z założenie, że tak w sumie to chyba właśnie tak wygląda życie :) Przynajmniej z punktu B. Choćbyśmy się dwoili i troili obowiązki zawsze będą i tak naprawdę zawsze będziemy narzekali na brak czasu - osobiście uważam,że doba mogłaby być dłuższa - może wtedy w końcu bym się wyspała :) Jest wiele rzeczy, które chcielibyśmy zrobić, ale trzeba dokonywać wyboru i stawiać priorytety, bowiem nigdy nie ogarniemy wszystkiego.
    Nie byłam zwolenniczką marnowania czasu na nic nierobienie, ale nadszedł czas kiedy zdałam sobie sprawę, że te nic nierobienie zwyczajnie nazywa się odpoczynek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Tak wygląda życie, ale mnie - osobie, która skończyła właśnie studia i zawsze miała na wszystko czas, zwala się na głowę praca na etacie, milion aktywności po pracy i powrót do domu po 23. Trzeba albo się do tego przyzwyczaić, albo dokonać dorosłych wyborów :) A jak bardzo się błogosławi taki weekend nicnierobienia!

      Usuń
  9. W punkcie A wyrzuty sumienia tak mnie gryzły, że zrywałam się rano, żeby tylko już coś zacząć robić! I tak do wieczora, żeby nie myśleć. Z poczucia winy, że jestem bezrobotna wzięłam pierwszą lepszą pracę...
    W ogóle wszystkie te stany biorą się z jakiejś utraty wiary w siebie i kontroli nad własnym życiem. I to się tak napędza, bo im bardziej tracą kontrolę, tym mniej w siebie wierzę, im mniej wierzę w siebie, tym mniejszą kontrolę nad swoim życiem mogę sprawować...

    OdpowiedzUsuń
  10. ej, jak się ma depresję, to tez ci jest wszystko jedno...

    OdpowiedzUsuń
  11. Odkąd poszłam do pracy skończyło się długie przesiadywanie w nocy przed komputerem i odsypianie do południa. Zwyczajnie nie daję rady tak długo wytrzymać ze zmęczenia, a ponieważ weekend jest krótki szkoda mi czasu na spanie do jakiejś 11-12. Wcześniej jednak było wiele takich dni za czasów studenckich, ale wtedy nie szukałam jeszcze pracy, więc jej braku nie biorę pod uwagę jako czynnika skapcanienia. Chodziło chyba raczej o brak motywacji do działania i wzięcia się za coś konstruktywnego. Nie mniej jednak niejako znajdowałam się momentami w sytuacji A.

    Pracy nigdy za wiele nie miałam, więc niby sytuacja B powinna być mu obca, ale jednak nie do końca, bo problem z organizacją bywał i to spory. Obiady o 19, a nawet 20, Zasypianie w ubraniu po takim obiedzie, trudności z wyrobieniem się z porządkami, nie mówiąc już o zrobieniu czegoś dla siebie.

    Sytuacja C po części też brzmi znajomo, bo tak właśnie przez pewien czas płynęłam z nurtem, ale czyż nie tak robi wiele osób? Nie każdy ma siłę kreować własne życie, woląc brać to, co podsunie los, niekoniecznie zdając sobie sprawę, że to nie jest najlepsze co może go spotkać. Ja tę świadomość miałam i strasznie się tym gryzłam. Wiedziałam, że stać mnie na więcej, że chciałabym inaczej, a jednak dni mijały, a nawet miesiące i nic się nie zmieniało.

    Teraz próbuję działać, bo nauczyłam się, że o wszystko w życiu trzeba walczyć i często trzeba popłynąć pod prąd. Życie może czasem podsunąć pewne rzeczy i czasem warto z nich skorzystać, częściej jednak trzeba się o nie postarać samemu, a wtedy i satysfakcja jest większa, że się coś osiągnęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mądry komentarz :) Jeśli jest się w punkcie C, to kluczem jest zrozumienie, że takie życie to ZA MAŁO. Ale nikt poza Tobą tego nie zrobi i nikt na to za Ciebie nie wpadnie. Pozdrawiam!

      Usuń
  12. W swoim życiu byłam chyba w każdym z punktow choć przez chwilę. Obecnie też czuję takie kapcanienie, ale nie mogę tego zaliczyć do żadnej z tych grup. Na szczęście zaraz odbicie. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie jestem w C. I jest mi okropnie...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteś tutaj. Będzie mi miło, kiedy dorzucisz coś od siebie.
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny!